niedziela, 18 listopada 2012

Moja druga ciąża

Jest rok 2011.
Uznaliśmy z mężem, że czas najwyższy na drugie dziecko. Zaczęliśmy starania. Tym razem szło opornie. W końcu po wielu próbach się udało. W dniu spodziewanej miesiączki zrobiłam test ciążowy i są widoczne 2 piękne różowe, grube kreski. Podobnie jak w poprzedniej ciąży zupełnie odrzuciło mnie od mięsa.. Nauczona doświadczeniem z poprzedniej ciąży postanowiłam poczekać z wizytą u lekarza do 7 tygodnia licząc od daty ostatniej miesiączki. Dla własnego spokoju poszłam jeszcze na badania beta-HCG z krwi, które potwierdziły ciążę. Pięć dni później powtórzyłam badania celem skontrolowania wielkości przyrostu hormonu, a więc i rozwoju płodu. Przyrosty wręcz książkowe. Już byłam spokojna. Wiedziałam, że wszystko jest w porządku. Poszłam do lekarza żeby potwierdził ciążę. Jest pęcherzyk płodowy, jest maleńki człowieczek. Pomiary wskazują, że wiek ciąży jest prawie 2 tygodnie mniejszy, niż wskazywałby na to czas ostatniej miesiączki. Zdarza się , że owulacja jest później niż normalnie, z tym, że ponieważ następna miesiączka nie nadchodzi, więc tego nie wiemy. Zarodek po zapłodnieniu też wędruję do jamy macicy od kilku dni do nawet 2 tygodni. Tak więc różnice dwutygodniowe są normą. Do tego dokładając fakt, że zawsze miałam bardzo nieregularne miesiączki, uznałam że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Umówiłam się na kolejną wizytę. Profilaktycznie zrobiłam kolejne badania z krwi. Ilość HCG potwierdziła wiek ciąży tej troszkę młodszej. Ulga. Wszystko dobrze.
 Jest 31 października, zaczęliśmy chodzić na cmentarze. Mamy sporo grobów do odwiedzenia, więc trzeba wszystkie cmentarze podzielić sobie na około trzy dni. Wróciliśmy do domu. Wieczorem zaczął boleć mnie brzuch. No tak, intensywny dzień, dużo na nogach, maleństwo się buntuje. Trzeba zwolnić. położyłam się, zwalając wszystkie obowiązki na męża. Koło 22-giej na wkładce pojawiła się niewielka ilość krwi. Spanikowałam. Poszłam do Mamy z którą mieszkamy, poprosiłam by zajęła się córką i pojechaliśmy do szpitala. Nic nie wykryli. Wszystko w porządku - widocznie trochę przesadziłam. Kazali jak najwięcej leżeć, wypoczywać, zażywać Duphaston. W tej sytuacji dostałam zakaz chodzenia po cmentarzach. 
Na następny dzień została z córcią w domu, a mąż z Mamą pojechali na cmentarz odwiedzić pozostałe groby. Poza wcześniejszym jednorazowym zaplamieniem, krwawienia całkowicie ustały. Ból brzucha się już nie pojawił. Wracałam z pracy kładłam się , odpoczywałam. Starałam się jak najwięcej polegiwać.
Nadszedł dzień kolejnej wizyty. Pani doktor zbadała, zrobiła USG. Najdelikatniej jak to tylko było możliwe, a jednocześnie bardzo rzeczowo powiedział, że coś jest nie tak. Ciąż teoretycznie ma 10 tygodni, a wiek płodu na podstawie parametrów wykazuje jakieś 7 tygodni. Nie ma akcji serca. Dała skierowanie na konsultacje do szpitala. Powiedział, że nie czuje się na siłach by jednoznacznie zawyrokować ciążę obumarła, musi to potwierdzić drugi lekarz. W końcu chodzi o życie człowieka. Pojechałam do szpitala. Lekarz ba rdzo obcesowy, zrobił USG i kompletnie bezdusznie stwierdził, że tu trzeba już tyko posprzątać......... Kazał przyjść na zabieg w poniedziałek, chyba że krwawienie pojawi się wcześniej. Byłam całkowicie zdruzgotana.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz